niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział I

 Pomazana kartka z pamiętnika delikatnie opadła na panele podłogowe. Minęło kilkanaście sekund, zanim podniosłam ją i wepchnęła ruchem pełnego bólu w pozostałe strony. Po chwili namysłu, wyjęłam ją i ponownie rzuciłam. Nie chce pamiętać tego dnia! Ta sytuacja mnie przerasta. Usłyszałam głos dochodzący zza drzwi.
- Nie musisz tego robić! Dziewczyno, do diabła, zostałem ci tylko ja!
Wujek dobijał się do drzwi, ale udawałam, że mnie nawet nie ma. Do czasu, gdy jęknął z bólu po mocnym uderzeniu stopy w solidne drewno.
- To ciesz się z tego! Wreszcie czujesz się tak, jakbyś miał własne dziecko, tak? Jeszcze chwilę! Rodzice niedługo wrócą!
Różowa, okrągła poduszka natychmiast trafiła pod moją twarz. Nie myślałam, czy dobrze potraktowałam Petera. Ciocia była bezpłodna, a on zawsze marzył o własnej córce. Bez wahania zgodził się opiekować mną, gdy rodzice wyjechali za granicę. Dobrze tam zarabiają, dzięki nim pierwsza w klasie miałam iPhone'a. Ale co z tego, jeśli nie czuję ich bliskości? Brakuje mi tego. Choć moi bliscy starają się jak mogą, by dogodzić takiej nastolatce, jak ja, nie zawsze potrafią. Wiedzą, że to niemożliwe.
Zawsze czułam się inna. Jestem eurosierotą, a to tak brzydko brzmi... Zapominałam o tym tylko, gdy miałam chłopaka bądź spędzałam chwile z przyjaciółką. Teraz wszystko się zmieniło. Ben, gdyż tak miał na imię mój eks, zdradził mnie po roku związku. To mnie najbardziej załamało, ale i wzmocniło. Uznałam, że nie warto wierzyć ludziom dookoła. Emma mnie pocieszała, prawie codziennie przychodziła z ciekawą grą planszową, kosmetykami, prezentami. Kochana, prawda? Po niedługim czasie role się odwróciły. Miała ciężki wypadek. Potrącił ją jakiś wariat na pasach pod szkołą. Często przychodziłam do niej i wierzyłam, że wybudzi się ze śpiączki. Tak i się stało, jednak jej życie zamieniło się w horror. Od tamtego czasu musi się poruszać na wózku inwalidzkim, zaczęła być zamknięta w sobie. Coś się działo z naszą przyjaźnią. Nie chciałam tego, ona też nie. Wydaje mi się teraz, że to moja wina. Jestem nadal za słaba. Skończyło się na tym, że mogę z nią rozmawiać tylko poprzez debilne portale społecznościowe.
Nie zorientowałam się nawet, że wujek zostawił mnie w spokoju. W pokoju zapanowała cisza. Odgarnęłam włosy z posklejanej łzami twarzy. Zmusiłam się do wstania z łóżka i przejścia przez połowę pomieszczenia po lusterko. Wyglądałam okropnie. Czarny tusz do rzęs zostawił widoczne ślady wokół oczu i na policzkach. Mój wyraz twarzy był obojętny. Jedynie szare, głębokie oczy pokazywały, jaka wojna toczy się w moim umyśle. Rano zawinęłam ciemnobrązowe włosy w elegancki kok. Teraz nie wyglądał zbyt atrakcyjnie. Jedną ręką, wciąż patrząc się we własne odbicie, wyciągnęłam z nich dużą, czarną spinkę. Fryzura szybko rozwaliła się i pierwsze kosmyki opadły na białą koszulkę, którą dostałam na urodziny od matki.
***
Wyszłam na świeże powietrze i skierowałam w stronę wysokich drzew. W kieszeni miałam małego batonika energetycznego, gdyż zamierzałam zostać tam znacznie dłużej. Jako mała dziewczynka chodziłam tam, by wyżalić się ze swoich smutków, pobyć w ciszy, posłuchać śpiewu ptaków. Nie wiem, ile czasu przemierzałam przez ciemne ścieżki. Powoli, ale jednak, zbliżał się zachód słońca. Moje zielone trampki pokryły się piaskiem. Przysiadłam na dużym głazie, by odpocząć i wyciągnęłam przekąskę. Białe opakowanie przekonywało, że doda mi energii. Ciekawe, pomyślałam nieco zirytowana w myślach. Dopiero teraz zauważyłam, jak głęboko weszłam w zarośla. Pod moimi nogami chodziły mrówki, a żuk mijał niewielkiego pajączka. Nie brzydziłam się ani jednego stworzenia. Nie przeszkadzał mi też fakt, że powietrze stało się chłodne i nieprzyjemne. Czułam się tutaj jak w domu.
Wtem usłyszałam błagalny pisk. Był cichy, więc musiałam zamknąć oczy, by ocenić, czy faktycznie taki jest. Truchcikiem biegłam w stronę jego źródła, a gdy je zobaczyłam, gwałtownie się cofnęłam.
***
To żyło. Leżało na mokrych, poplamionych krwią liściach. Ciężko oddychało, gdyż na klatce piersiowej miało niezłą raną. Nadstawiło uszy, gdy zbliżyłam się o krok. Mimo to, głowa odmawiała mu posłuszeństwa. Przy próbie podniesienia jej, upadła z powrotem na ziemię. W tej chwili zastanawiałam się, co zrobić. Chętnie bym pomogła, pobiegła do weterynarza... Ale bałam się, a najbliższe miejsce, gdzie znajduje się specjalista, było oddalone kilkadziesiąt kilometrów stąd.
Niechcący złamałam nogą suchy patyk. Zwierzę warknęło cichutko, a następnie zaskomlało z bólu.
W i l k  to zwierzę, które podziwiałam od... od kiedy tylko pamiętam. Zdawało się, ze jest dumne, tajemnicze, niepokonane. Budziło grozę, ale kochało. Było niebezpieczne, ale czuło. Było odważne, ale bało się świata. Było tak nieznane, że od wieków tworzono bajki oczerniające je. Wilk - krótka nazwa, kojarząca się z Czerwonym Kapturkiem. Coś, co żyję ze swoją watahą, codziennie patrzy w oczy żywiołom. Wilk bezbronny pozostaje na łasce matki natury, ale kto mu współczuje? Wilk, który zostanie pominięty przez szczęście, kończy marnie.
Ten był potężny. Przyjrzałam się dokładnie jego cielsku. Łapy miał wyprostowane, niesamowicie mocne i długie. Poruszył przednią, gdy do rany dostał się wielki liść. Głowa zachwycała swoim wyglądem, nie dało się jej opisać. Puszysta i duża, z czarnym jak węgiel nosem. Śnieżnobiałe futro zwykle było zarezerwowane dla dobrych bohaterów. Jak jest teraz? Moje myśli kłóciły się ze sobą, ale jasno sobie postawiłam: pomogę mu. Nie dało się ruszyć cicho, ale robiłam to bardzo powoli i uważnie. Odległość między nami, która wynosiła około pięć metrów, zmalała do trzech. Czułam, jak bardzo niepokoi się obca mi dotąd istota. Gdy byłam już dość blisko, wysłało mi ostrzeżenie w postaci warknięcia. Zaniepokoiło mnie, ale nie mogłam jej tak zostawić. Zaryzykowałam. Kucnięcie tak blisko dzikiego zwierzęcia potraktowałam jako wielką próbę. Czułam niebezpieczeństwo. W oczach wilka widziałam ciężkie walki, które przeszedł i brak zaufania do ludzi. Pokazałam mu swoją dłoń. Wystawił na wierzch zęby. Chciałam, by ją powąchał. Zbliżyłam dłoń do jego pyska i zamknęłam oczy. Nic się nie stało. Poczekałam jeszcze chwilę, aż zrozumiałam, że mogę ją zabrać i spróbować opatrzyć krwawiące obrażenia zewnętrzne. Pierwsze dotknięcie zdrowego futra było najgorsze, gdyż najbardziej stresujące dla nas obu. Nasze ciała zadrżały niemal równocześnie. Było jednak już za późno, by się cofnąć. Palcami delikatnie zjechałam do głównego źródła kłopotów.
- Chcę ci pomóc - wyszeptałam cicho, lecz nawet szept był dla mnie głośny.
Wiem, że najchętniej "mój pacjent" skuliłby się z bólu, ale ten wyjątkowo dzielnie znosił moje oględziny. Stwierdziłam, że rana powstała przy polowaniu. -
- Kopnęła cię twoja wyśniona zdobycz? - spytałam niepewnie. - Myślę, że sam się nie wyliżesz. Musisz zregenerować swoje siły. Jeśli... - tutaj sprawdziłam, jak na niego działa mój głos - masz waderę, może ona ci pomoże?
Natychmiastowo poruszył się, jakby zrozumiał moje słowa. Przesunęłam krwawe liście i patyki. Na pewno jest głodny. Z kieszeni wyjęłam resztki batonika i położyłam przed nosem. Najpierw nie chciał go tknąć. Patrzył na mnie krytycznym, ostrym wzrokiem, ale głód zwyciężył. Chwycił go i połknął zachłannie.
Nie chciałam go zostawiać sama, ale byłam zmuszona. Pogłaskałam go szyi, na co zareagował dość nerwowo i oddaliłam się.
Kilkadziesiąt metrów dalej, odnalazłam wąski strumyk. Było to coś, czego szukałam. Wiedziałam, że ciągnie się przez dużą część lasu. Napiłam się z niego, ignorując nieprzyjemny smak. Teraz powinien zrobić to mój towarzysz. Niestety, nie miałam w co napełnić wody. Postanowiłam poświęcić swego nowego buta. Wyciągnęłam z niego wkładkę, w którą mogła wsiąknąć i napełniłam go. Zdecydowanie nie była to wystarczająco duża porcja dla wilka, ale nie było innej opcji.
Wracałam skacząc na jednej nodze. Raz mogłabym się przewrócić i wylać to, co udało mi się zdobyć, więc musiałam z tego na jakiś czas zrezygnować. Efektem była nieco poraniona stopa. Chętnie wypożyczyłabym specjalne, wilcze poduszeczki.
Gdy dotarłam na miejsce, mój podopieczny chyba ucieszył się. Przewidział, że coś dla niego mam.
- Nie męcz się ze wstawaniem, podam ci ją.
Już po chwili moje obuwie było całe mokre i śmierdziało śliną. Uśmiechnęłam się, myśląc, co dalej. W tym czasie ciężki łeb zwierzęcia wpatrywał się w moją twarz, jakby próbował coś z niej wyczytać. Był taki... niezwykły.


Obserwatorzy